Należę do Pokolenia ’80. Byłem w czasach mej burzliwej młodości zwolennikiem ruchu punk – rock i zdeklarowanym anarchistą. Wiele ideałów z tamtych lat pozostało we mnie do dzisiaj, choć mój radykalizm nieco przygasł. Jednak pomimo faktu, że brałem czynny udział w wydarzeniach społecznie nieakceptowanych cieszę się, że dane mi było przynależeć do ruchu, który w latach osiemdziesiątych minionego stulecia miał wiele do powiedzenia. Jasno określone cele i hasła dawały nam poczucie bezpieczeństwa i jedności w niełatwych czasach przemian.
Dlaczego o tym mówię? Od kilku lat obserwuję z niepokojem brak świadomości ideowej u młodzieży. Chaos gospodarczy, intelektualny i społeczny w naszym kraju przyniósł bardzo negatywne skutki także dla młodych ludzi, którzy bombardowani tysiącami sprzecznych informacji poruszają się w społeczeństwie bezradnie, co prowadzi z jednej strony do izolacji, a z drugiej do zachowań agresywnych. Brak ideałów tworzy u młodzieży poczucie osamotnienia w zmaganiach z niełatwą przecież rzeczywistością. Próby wskrzeszania subkultur są bardzo niemrawe i najczęściej kończą się fiaskiem. Obecnie najbardziej widoczną grupą skupiającą młodych ludzi jest ruch hiphopowy, co jest istotne o tyle, że tubą propagandową większości grup subkulturowych jest funkcjonowanie specyficznych dla danego ruchu zespołów muzycznych, w których śpiewany tekst najczęściej manifestuje najważniejsze założenia grupy.
Co ma do powiedzenia ruch hip — hop? Niewiele. Odrzucając bogactwo nagromadzonych w tekstach hiphopowych wulgaryzmów otrzymujemy kwintesencję przeciętnego polskiego nastolatka. Bardzo nihilistycznie patrzącego na świat („Znów kolejny dzień ci uciekł, głupot narobiłeś jeszcze więcej, jak na razie do tej pory życia swego zmienić nie chce”), marzącego o materialnym szczęściu („Ja pełną lodówką, ciepłym kątem, nad głową żarówką,oknem na podwórko, tak będzie wyglądał mój dom, mówię krótko”), oddającego się z zapałem używkom („Drina goni kolejny drin, remiks, browar, woda, gin”) i w równym stopniu negującego jak i afirmującego przemoc. Bardzo ładnie, ale z tego absolutnie nic nie wynika. Z hiphopowych tekstów wyziera ideowa pustka, brak pomysłów na życie, jest to raczej opis codziennego życia niż manifestacja poglądów. A i tak hip – hop to przemyślana i skonsolidowana grupa społeczna. W szeroko pojętej popkulturze jest jeszcze gorzej.

Każde pokolenie winno posiadać niezbywalne prawo wyrażania własnych poglądów i kreowania rewolucji w sposobie myślenia. Przypomnijmy sobie jaki wpływ na rozumienie świata miał ruch „dzieci – kwiaty”, czy wspomniany już przeze mnie ruch punk — rock. Echa działalności tych subkultur możemy dostrzec nawet dzisiaj. Czego nie można powiedzieć o modelach kulturowych z lat dziewięćdziesiątych. Ostatnia dekada dwudziestego wieku to równia pochyła; coraz mniej interesujące poglądy, coraz bardziej skłaniające się do ortodoksyjnej politycznej poprawności. Czy tak właśnie wygląda vox adulescentiae naszej współczesnej rzeczywistości? Obawiam się, że tak. Zaburzone relacje interpersonalne, negacja wartości i kulturowych wzorców, brak autorytetów, wykreślenie ze słownika pojęciowego takich terminów jak „etyka”, a równocześnie bezbarwność i niezdolność podejmowania decyzji – oto frustrujący obraz młodzieży. Bardzo istotną rzeczą dla subkultury jest posiadanie konkretnego, mającego charakter symbolu miejsca – „agory”, gdzie można powiedzieć światu: „patrzcie, to my, silni, zwarci i gotowi do konfrontacji”. Dla ruchu punkrockowego był to niewątpliwie festiwal w Jarocinie, obecnie mekką dla wielu subkultur jest Przystanek Woodstock. Czy dorastające pokolenie będzie potrafiło stworzyć sobie własne symboliczne forum? Czy pozostanie nim tylko Internet?
Często spotykam się z młodymi ludźmi, rozmawiam z nimi na temat zainteresowań, celów, przyszłości, poglądów i niezmiennie jestem zdegustowany ich beztroską i brakiem perspektyw. Nie chcę krzywdzić dorastającego pokolenia stwierdzeniem, że jedynym ich w życiu celem jest „niezły ubaw, ściągnięta chmura trawy, kilka browarów i fajna laska”, bo byłoby to z mojej strony niesprawiedliwe, ale niewątpliwie powyższe stwierdzenie może scharakteryzować podejście do życia wielu młodych ludzi.
Czy jest jakieś wyjście z tej patowej sytuacji? Mógłbym się użalać nad młodzieżą jeszcze długo, ale przecież nie o to chodzi. Nie chodzi też o to, żebym nawoływał do krucjaty mającej na celu „naprawę” nastolatków. To oni i tylko oni sami mogą sobie pomóc. Konieczna jest diametralna zmiana w ich sposobie myślenia, pojmowania świata i znalezienia sobie w nim miejsca. Zabrzmi to kacersko, ale lepiej żeby młodzi ludzie zafundowali nam rewolucję, niż żeby pozostawali tacy nijacy i bez pomysłów. Kto wie? W każdym razie w obecnej chwili nie ma za bardzo na co liczyć. A szkoda.